Wróciliśmy do
domu. W drodze powrotnej poczułam się strasznie zagubiona. To było
strasznie dziwnie. W jednej minucie byłam pewna, że Zayn jest moim
chłopakiem i mnie nie skrzywdzi, że nie jestem sama, a w drugiej
bałam się i chciałam uciekać.
Zdjęłam buty i
spojrzałam na Zayna, który przypuścił Celine w drzwiach.
Dziewczyna zdjęła ze stóp szpilki i położyła je niezgrabnie na
wycieraczce. Przyglądałam się jej ruchom. Była strasznie zmysłowa
nawet wtedy, kiedy odkładała buty. Miała wręcz idealne kształty,
które jej obcisłe jeansy wspaniale eksponowały. A ja... Tyle
dobrego że uda mi się nie stykały. Ale ledwo ledwo. Z cichym
westchnięciem weszłam powoli do salonu i usiadłam zakłopotana na
kanapie. Bawiłam się swoimi palcami czując obecność Zayna
stojącego naprzeciwko mnie. Podniosłam wzrok i przełknęłam
ślinę.
- Myślę, że
powinniśmy porozmawiać. - szepnął i usiadł obok mnie.
Poczułam się
strasznie niezręcznie, gdy usiadł bardzo blisko mnie. Nerwowo
miętosił w palcach karteczkę, którą podał mu lekarz jeszcze gdy
byliśmy w gibniecie. Zastanawiało mnie, co było na niej napisane.
- Co chcesz
wiedzieć? - szepnął patrząc na mnie pusto.
- Ja... - przez
prawie cały czas przez głowę przebiegały mi setki pytań, lecz
teraz nie mogłam wybrać tego odpowiedniego, które chciałabym
zadać jako pierwsze – Co z moją rodziną? Chce się z nimi
spotkać.
Milczał. Cały
czas bawił się tą karteczką patrząc się na swoje stopy w
szarych skarpetach. Miał delikatnie podpuchnięte powieki, a jego
policzki były blade.
- Oni... Wiesz, nie
wiem gdzie oni są. Od kiedy zaczęliśmy się ze sobą spotykać
przestali się z tobą kontaktować. Wyjechali 2 tygodnie przed twoim
wypadkiem. Nie miałaś z nimi kontaktu.
- Ale... Dlaczego?
Jak oni mają na imię? - zapytałam.
Nie wiedziałam,
dlaczego własna matka nie chciałaby ze mną rozmawiać z powodu
chłopaka. Co mogło być z Zaynem nie tak? To było strasznie
przytłaczające. Ta świadomość, że już nigdy mogłam nie
spotkać mojej własnej matki dosłownie wbijała mnie jeszcze
głębiej w stan rozkojarzenia.
- Monica i Terence.
- szepnął – Uważają, że nie jestem dla ciebie odpowiedni.
Nic nie
powiedziałam. Sama tego nie wiedziałam, nie chciałam wyciągać
pochopnych wniosków póki sobie czegoś, daj Boże, nie przypomnę.
Miałam mętlik w głowie.
- Zayn, ja.. -
zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam, jak dobrać słowa –
Zostanę tu. Skoro... Uważacie że to dla mnie najlepsze. Poza tym,
nie mam nikogo innego. Ale to wszystko co było między nami.. Musisz
o tym na razie zapomnieć, ja naprawdę nic a nic o tobie nie wiem,
nic nie pamiętam.
Po moich słowach
kartka którą trzymał w dłoni zniknęła pod jego zaciśniętą
pięścią.
Przełknęłam
ślinę i odsunęłam się od niego. Chyba go wtedy rozwścieczyłam,
więc odsunęłam się delikatnie na kanapie. Rozejrzałam się
szybko. Celine nigdzie nie było, słyszałam jednak że ktoś
otwiera szafki i szuflady w kuchni, więc od razu było jasne, gdzie
blondynka się podziała.
A ja nie chciałam
teraz siedzieć z Zaynem sama.
- Przepraszam. -
szepnęłam, patrząc na niego ukradkiem.
- Nie przepraszaj.
To moja wina, mogłem uważać, żebyś się nie uderzyła... -
szepnął – Lekarz mnie, kurwa, ostrzegał. Jak mogłem to
zlekceważyć.
Jego uczucia były
bardzo dziwne. Był jednocześnie zły i smutny, co zupełnie mnie
dekoncentrowało. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, co zrobić –
uciec, a może przytulić go na pocieszenie?
Wracało
zagubienie.
Pokręciłam szybko
głową, aby się go pozbyć. Uspokój się, oddychaj Yv. Jesteś tu
bezpieczna, każdy może się rozzłościć. Nawet Zayn. Mój oddech
jednak bez przerwy przyśpieszał, a ja nie mogłam go uspokoić.
- Yvonne? -
usłyszałam jego płaski głos – Coś nie tak?
- N-Nie.. -
szepnęłam niepewnie i spojrzałam na niego.
Już chyba się
uspokoił, ponieważ w dłoniach rozprostowywał pomiętą wcześniej
przez siebie kartkę, a rysy jego twarzy złagodniały.
- Przepraszam. -
powiedział cicho. - Po prostu muszę przetrawić to, że miłość
mojego życia znowu mnie nie pamięta. - zakończył i wstał. -
Jesteś głodna? - zapytał troskliwie.
Spojrzałam na swój
brzuch, w którym momentalnie zaburczało. Przygryzłam wargę i
kiwnęłam głową. Wstała powoli i spojrzałam na Zayna.
- Jak zjemy... To
opowiesz mi coś o mnie? - zapytałam, jak dziwnie by to nie
brzmiało.
- Jasne. -
powiedział ochryple.
Jego dłoń była
wyciągnięta w moją stronę. Uniosłam ramię i położyłam małą
dłoń na jego. Pokrzepiający gest podniósł go na duchu, ponieważ
delikatnie obrócił dłoń i splótł nasze palce. Pomógł mi wstać
i staliśmy tak chwilę, patrząc na siebie. W jego tęczówkach
dostrzegałam coś znajomego. Ale nie było to nic pozytywnego.
To coś mnie
przerażało.
* * *
- Spójrz
na to. - powiedziała Celine, ciągnąc mnie na kanapę.
Zanotować
– jest strasznie energiczna i porywcza. Usiadłam z plaskiem na
kanapie, a ona podsuwała mi pod nos telefon. Zdjęcie na nim
przedstawiało mnie i ją. Stałyśmy razem trzymając się za ręce.
Obie śmiałyśmy się.
-
Widzę.... I co? - zapytałam.
- No...
Nic cie nie ruszyło, zero? - zapytała, wskazując palcem na ekran –
Yv, błagam.
- Nic...
- szepnęłam – Gdzie poszedł Zayn? - zapytałam.
Wywróciła
oczyma i spojrzała na mnie z wyrzutem.
-
Poszedł po twoje rzeczy.
- Ale po
co? - dopytywałam się zdezorientowana.
Celine
nie odpowiedziała mi, ponieważ Zayn pojawił się w pokoju niosąc
w dłoniach reklamówkę. Miał na sobie czarne rurki, i białą
bokserkę. Przebrał się. Wyglądał o niebo lepiej, przy śniadaniu
wypił kawę, jego policzki nabrały koloru. Z jego szczeki zniknął
delikatny zarost, co spotkało się moją dezaprobatą. Ale mimo to
podobał mi się taki.
Położył
reklamówkę na kanapie i usiadł obok mnie, a moje nozdrza uderzył
zapach jego perfum.
- To
jest zestaw awaryjny. - wskazał na reklamówkę – Doktor Crowford
kazał mi zrobić coś takiego, w razie jakbyś znowu straciła
pamięć. Miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego
używać. - westchnął – Zaczniemy powoli, dobrze? Nie mogę
pokazywać ci wszystkiego naraz, to musi działać stopniowo.
Zacznijmy od tego. - wyjął z reklamówki jakieś stare, zakurzone
zdjęcie.
Chwyciłam
je i przejechałam palcami po jego pozaginanych rogach. Była na nim
mała dziewczynka. Ciemne włosy miała splecione w warkocze, a na
nogach długie podkolanówki, pasujące do sukienki w grochy
sięgającej za kolano.
- To ty.
- powiedział – Tu masz bodajże 7 lat. To zdjęcie kiedyś mi
dałaś, nosiłem je w portfelu. Teraz jest tu. - jego dłoń
delikatnie przejechała po reklamówce.
Oswajałam
się z tym co miałam przed oczyma. Mała dziewczynka na zdjęciu
uśmiechała się, a w dłoni trzymała jakiś mały bukiecik mleczy
i stokrotek. Kciukiem starłam warstwę kurzu ze zdjęcia i położyłam
je sobie na udzie.
- Co
dalej? - zapytałam, patrząc na Malika.
On nic
nie mówił. Trzymał w dłoni małą, złożoną, czerwoną
parasolkę w białe grochy. Przymrużyłam oczy, gdy zauważyłam, że
czule gładzi ją palcami.
-
Zayn.... - odchrząknęła Celine.
Podniósł
głowę.
- Och...
To... Długa historia Celine.. I wolałabym opowiedzieć ją dla
Yvonne na osobności – szepnął, patrząc na mnie.
Poczułam
się dziwnie niespokojnie. Nie, Celine, nie zostawiaj mnie tu z nim
samej. Znowu dostanę ataku tej cholernej paniki.
- Ja...
Zayn, pójdę już do domu. Przyjdę jutro, dobrze? Poradzisz sobie?
- zapytała, a on kiwnął głową – A ty masz nigdzie nie uciekać
piczo. - wskazała na mnie i zaśmiała się.
Czyli
co? Mówiłyśmy tak sobie nawzajem? Bo nie wiedziałam czy mam się
zaśmiać czy może obrazić. Pozostałam więc z tym samym wyrazem
twarzy odprowadzając ją wzrokiem do wyjścia.
Gdy
tylko wyszła z domu, Zayn od razu podał mi parasolkę.
- Nie
pamiętasz jej, prawda? - zapytał, a ja pokręciłam głową,
przyglądając się jej z każdej strony.
Dotykałam
jej dłońmi, skupiałam się na niej, ale chyba nie szczególnie
dlatego, aby sobie coś przypomnieć, tylko żeby zając czymś
myśli, które zaczęły się plątać, przerażać mnie. Spojrzałam
jeszcze na Zayna, żeby zobaczyć, że nie jestem sama. Ale mimo
widoku jego krzywego uśmiechu czułam, że mimo wszystko jestem
gdzieś zamknięta, że się nie wydostanę.
-
Poznaliśmy się w taki deszczowy dzień. Sporo wiało. - zaczął
Zayn chyba nie zauważając mojej przerażonej miny – Miałaś tę
parasolkę, i...
- Boję
się Zayn. - przerwałam mu głośno i niespodziewanie, czując szum
i dudnienie w mojej głowie.
Upuściłam
parasolkę i zacisnęłam palce w pięści. Łapczywie łykałam
powietrze, i wypuszczałam je głośno.
Malik
zareagował natychmiastowo. Jego silne ramiona szybko przyciągnęły
mnie do siebie i objęły w ciasnym uścisku. Gładził moje plecy
delikatnie swoimi długimi palcami.
- Jest
okej, jestem tutaj. Nie bój się, oddychaj głęboko. Stany lękowe
są normalne gdy ma się amnezję. Przeczytałem o tym książkę gdy
pierwszy raz miałaś wypadek. - uspokajał mnie, ale ja wcale nie
czułam się lepiej.
Moje
ręce uniosły się i położyłam swoje dłonie na jego plecach
niepewnie. Jego ciepłe plecy sprawiały, że czułam się nieco
lepiej, wręcz zacisnęłam ręce na jego koszulkę, ciągnąc ją
nieco do tyłu.
- I.. I
co z tą parasolką? - zapytałam drżącym głosem, zaciągając się
zapachem mulata.
- Na
pewno chcesz tego słuchać? - zapytał cicho – Ja... Nie sądzę,
żeby to był dobry pomysł.
-
Powiedz. - powiedziałam jeszcze ciszej niż wcześniej.
Poczułam
jego chłodny oddech na ramieniu. Zaczął mówić, a każde jego
słowo stopniowo mnie uspokajało.
~
Szłam
ulicą, a sum deszczu zagłuszał moje kroki. Trzymałam nad głową
czerwoną parasolkę w białe grochy, którą wiatr co chwila wyginał
na różne strony. Naciągnęłam ją mocniej w stronę mojej głowy,
lecz w pewnym momencie wiatr zawiał strasznie mocno, wyrywając ją
z moich małych dłoni.
Zawirowała
w powietrzu i po chwili zaczepiła się o najbliższe drzewo.
Podbiegłam do niej żałując, że nią mam kaptura w płaszczu.
Deszcz zmoczył już moje włosy, a ja przeklęłam cicho. Sięgnęłam
ręką do zwisającej w dół rączki parasola, ale za żadne skarby
nie mogłam jej zdjąć. Brakowało mi zaledwie kilku centymetrów.
Skakałam i skakałam, ale ni jak nie mogłam jej dosięgnąć.
-
Może ci pomóc? - usłyszałam za sobą ochrypły głos.
Odwróciłam
się i spojrzałam na mężczyznę. Patrzył się na mnie sowimi
czekoladowymi oczyma. Włosy miał mokre, oklapnięte na czoło tak,
jakby zupełnie nie przejmował się padającym deszczem. Trzymał
ręce w kieszeniach swojej czarnej, skórzanej kurtki.
-
Mmmm... Jasne, proszę. - szepnęłam, i założyłam ręce na
piersiach.
Mokre
włosy lepiły mi się do policzków. Chłopak wyjął ręce z
kieszeni i wyciągnął je wysoko, sięgając po rączkę parasolki.
Podał
mi ją z uśmiechem na pełnych, malinowych ustach. Chwyciłam ją, i
ponownie umiejscowiłam nad moją głową. Chłopak rozchylił wargi,
ale po chwili odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę.
Nie
wiele się zastanawiając krzyknęłam:
- Ej,
stój, zaczekaj! - pobiegłam za nim i umieściłam parasolkę nieco
wyżej tak, że osłaniała przed deszczem nas oboje.
Zatrzymał
się i odwrócił do mnie głowę.
- Coś
nie tak?- zapytał, uśmiechając się delikatnie.
-
Nie, ja... Po prostu chciałam znać twoje imię. - szepnęłam
czując się nieco niezręcznie.
Zaśmiał
się ochryple, a jego śmiech przebił szum deszczu. Był taki
onieśmielający. Moje policzki spłonęły rumieńcem.
-
Jestem, Zayn. A ty? - zapytał z uśmiechem, wyciągając ręce z
kieszeni.
-
Yvonne. - wyciągnęłam do niego dłoń.
Uścisnął
ją i zaśmiał się szczerze, pokazując mi szereg swoich białych
zębów.
~
Gdy mi to opowiadał, wyobrażałam to sobie tak, jakbym to naprawdę
pamiętała, jakbym sama to wspominała. Myślałam, że takie
podejście od sprawy pozwoli mi coś sobie przypomnieć, ale myliłam
się. Zapytałam więc, będąc nadal w objęciach Zayna.
- Co było dalej?
- Już myślałem że nie zapytasz. - powiedział, a jego broda
mocniej naparła na moje ramię.
Uśmiechał się.
~
Mimo,
że śpieszyłam się na spotkanie z Celine, i tak spacerowałam z
Zaynem rozmawiając z nim dobrą godzinę. Mieliśmy strasznie dużo
wspólnych tematów, zaczynając od muzyki a kończąc na ulubionych
potrawach.
Sorbet
truskawkowy i naleśniki.
Deszcz
nadal padał, lecz już nieco rzadziej, co wiedziałam, ponieważ
częstotliwość kropel uderzających o parasol zmalała.
- O
czym marzysz Yvonne? - zapytał mnie nagle mulat, gdy stanęliśmy
pod wiatą przystanku autobusowego, aby chociaż trochę się osuszyć
przed dalszą drogą.
- Ja?
Czemu pytasz?- otrzepałam parasol z wody i złożyłam go kładąc
na drewnianej ławeczce.
- Sam
nie wiem. - wzruszył ramionami, otrzepując nieostrożnie deszcz w
włosów.
Kilkanaście
kropel opadło na moją twarz. Odchyliłam głowę, chroniąc się
przed kolejnymi 'ciosami'.
Zayn
w końcu przestał i spojrzał na mnie.
-
Cholera, przepraszam. - stanął naprzeciwko mnie.
Ku
mojemu zaskoczeniu chwycił moje policzki w obie swoje dłonie i
zaczął ocierać z nich wodę. Zachichotałam.
-
Zayn, przestań, i tak jestem cała przemoczona od tego deszczu,
kilka kropel mnie nie zbawi, wiesz?
Przestał,
ale jego dłonie nadal były przylgnięte do moich policzków, które
znowu zaczynały się rumienić.
- A
co jeśli to tylko pretekst, żeby cię pocałować? - zapytał,
nachylając się ku mnie.
Końce
naszych nosów się zetknęły, a ja przełknęłam ślinę.
Myślałam, że zaraz zemdleję, gdy stał tak blisko mnie.
Niebezpiecznie
blisko.
-
Wystarczyło zapytać. - powiedziałam i uniosłam się śmiało na
palcach, co było zupełnie do mnie nie podobne.
Już
po chwili jego usta zachłannie całowały moje. Zupełnie siebie
wtedy nie poznawałam. Proszę, Yvonne, całujesz się z nowo
poznanym facetem.
Ale
nie żałowałam tego.
~
Odetchnęłam głęboko. Nawet zabawne było to udawanie w myślach,
że się cokolwiek pamięta, gdy jest zupełnie na odwrót.
- Pocałowaliśmy się po godzinie znajomości? - zapytałam cicho,
nie dowierzając.
- Tak. I można powiedzieć że zakochałem się wtedy w tobie. -
zaśmiał się – A to wszystko dzięki parasolce.
Uniosłam brew. Uświadomiłam sobie, że już czuje się lepiej.
Dudnienie w głowie ustało a serce znowu zaczęło normalnie bić.
Puściłam jego koszulkę.
- Możesz już mnie puścić Zayn. - powiedziałam cicho, ale on
nadal mnie przytulał. - Poważnie Zayn. Puść. - szepnęłam, a ona
puścił moje ciało niechętnie.
Gdy spojrzałam ukradkiem na jego twarzy, dostrzegłam na niej
smutek. Schylił się po parasolkę leżąca na ziemi, podniósł ją
i położył na stoliku do kawy.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. - szepnął i wstał.
Opuścił salon strasznie szybko, zaszywając się w kuchni. Stał
tyłem do mnie, opierał się o blat i trzymał jego brzegi dłońmi.
Jego oddech słyszałam aż tutaj.
Płakał.
DRUGI ROZDZIAŁ JUŻ ZA NAMI
4 KOMENTARZE = NASTĘPNY :)