sobota, 17 maja 2014

Rozdział 2



Wróciliśmy do domu. W drodze powrotnej poczułam się strasznie zagubiona. To było strasznie dziwnie. W jednej minucie byłam pewna, że Zayn jest moim chłopakiem i mnie nie skrzywdzi, że nie jestem sama, a w drugiej bałam się i chciałam uciekać.
Zdjęłam buty i spojrzałam na Zayna, który przypuścił Celine w drzwiach. Dziewczyna zdjęła ze stóp szpilki i położyła je niezgrabnie na wycieraczce. Przyglądałam się jej ruchom. Była strasznie zmysłowa nawet wtedy, kiedy odkładała buty. Miała wręcz idealne kształty, które jej obcisłe jeansy wspaniale eksponowały. A ja... Tyle dobrego że uda mi się nie stykały. Ale ledwo ledwo. Z cichym westchnięciem weszłam powoli do salonu i usiadłam zakłopotana na kanapie. Bawiłam się swoimi palcami czując obecność Zayna stojącego naprzeciwko mnie. Podniosłam wzrok i przełknęłam ślinę.
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać. - szepnął i usiadł obok mnie.
Poczułam się strasznie niezręcznie, gdy usiadł bardzo blisko mnie. Nerwowo miętosił w palcach karteczkę, którą podał mu lekarz jeszcze gdy byliśmy w gibniecie. Zastanawiało mnie, co było na niej napisane.
- Co chcesz wiedzieć? - szepnął patrząc na mnie pusto.
- Ja... - przez prawie cały czas przez głowę przebiegały mi setki pytań, lecz teraz nie mogłam wybrać tego odpowiedniego, które chciałabym zadać jako pierwsze – Co z moją rodziną? Chce się z nimi spotkać.
Milczał. Cały czas bawił się tą karteczką patrząc się na swoje stopy w szarych skarpetach. Miał delikatnie podpuchnięte powieki, a jego policzki były blade.
- Oni... Wiesz, nie wiem gdzie oni są. Od kiedy zaczęliśmy się ze sobą spotykać przestali się z tobą kontaktować. Wyjechali 2 tygodnie przed twoim wypadkiem. Nie miałaś z nimi kontaktu.
- Ale... Dlaczego? Jak oni mają na imię? - zapytałam.
Nie wiedziałam, dlaczego własna matka nie chciałaby ze mną rozmawiać z powodu chłopaka. Co mogło być z Zaynem nie tak? To było strasznie przytłaczające. Ta świadomość, że już nigdy mogłam nie spotkać mojej własnej matki dosłownie wbijała mnie jeszcze głębiej w stan rozkojarzenia.
- Monica i Terence. - szepnął – Uważają, że nie jestem dla ciebie odpowiedni.
Nic nie powiedziałam. Sama tego nie wiedziałam, nie chciałam wyciągać pochopnych wniosków póki sobie czegoś, daj Boże, nie przypomnę. Miałam mętlik w głowie.
- Zayn, ja.. - zaczęłam, ale nie bardzo wiedziałam, jak dobrać słowa – Zostanę tu. Skoro... Uważacie że to dla mnie najlepsze. Poza tym, nie mam nikogo innego. Ale to wszystko co było między nami.. Musisz o tym na razie zapomnieć, ja naprawdę nic a nic o tobie nie wiem, nic nie pamiętam.


Po moich słowach kartka którą trzymał w dłoni zniknęła pod jego zaciśniętą pięścią.


Przełknęłam ślinę i odsunęłam się od niego. Chyba go wtedy rozwścieczyłam, więc odsunęłam się delikatnie na kanapie. Rozejrzałam się szybko. Celine nigdzie nie było, słyszałam jednak że ktoś otwiera szafki i szuflady w kuchni, więc od razu było jasne, gdzie blondynka się podziała.
A ja nie chciałam teraz siedzieć z Zaynem sama.
- Przepraszam. - szepnęłam, patrząc na niego ukradkiem.
- Nie przepraszaj. To moja wina, mogłem uważać, żebyś się nie uderzyła... - szepnął – Lekarz mnie, kurwa, ostrzegał. Jak mogłem to zlekceważyć.
Jego uczucia były bardzo dziwne. Był jednocześnie zły i smutny, co zupełnie mnie dekoncentrowało. Nie wiedziałam, co mam powiedzieć, co zrobić – uciec, a może przytulić go na pocieszenie?
Wracało zagubienie.
Pokręciłam szybko głową, aby się go pozbyć. Uspokój się, oddychaj Yv. Jesteś tu bezpieczna, każdy może się rozzłościć. Nawet Zayn. Mój oddech jednak bez przerwy przyśpieszał, a ja nie mogłam go uspokoić.
- Yvonne? - usłyszałam jego płaski głos – Coś nie tak?
- N-Nie.. - szepnęłam niepewnie i spojrzałam na niego.
Już chyba się uspokoił, ponieważ w dłoniach rozprostowywał pomiętą wcześniej przez siebie kartkę, a rysy jego twarzy złagodniały.
- Przepraszam. - powiedział cicho. - Po prostu muszę przetrawić to, że miłość mojego życia znowu mnie nie pamięta. - zakończył i wstał. - Jesteś głodna? - zapytał troskliwie.
Spojrzałam na swój brzuch, w którym momentalnie zaburczało. Przygryzłam wargę i kiwnęłam głową. Wstała powoli i spojrzałam na Zayna.
- Jak zjemy... To opowiesz mi coś o mnie? - zapytałam, jak dziwnie by to nie brzmiało.
- Jasne. - powiedział ochryple.
Jego dłoń była wyciągnięta w moją stronę. Uniosłam ramię i położyłam małą dłoń na jego. Pokrzepiający gest podniósł go na duchu, ponieważ delikatnie obrócił dłoń i splótł nasze palce. Pomógł mi wstać i staliśmy tak chwilę, patrząc na siebie. W jego tęczówkach dostrzegałam coś znajomego. Ale nie było to nic pozytywnego.
To coś mnie przerażało.
* * *
- Spójrz na to. - powiedziała Celine, ciągnąc mnie na kanapę.
Zanotować – jest strasznie energiczna i porywcza. Usiadłam z plaskiem na kanapie, a ona podsuwała mi pod nos telefon. Zdjęcie na nim przedstawiało mnie i ją. Stałyśmy razem trzymając się za ręce. Obie śmiałyśmy się.
- Widzę.... I co? - zapytałam.
- No... Nic cie nie ruszyło, zero? - zapytała, wskazując palcem na ekran – Yv, błagam.
- Nic... - szepnęłam – Gdzie poszedł Zayn? - zapytałam.
Wywróciła oczyma i spojrzała na mnie z wyrzutem.
- Poszedł po twoje rzeczy.
- Ale po co? - dopytywałam się zdezorientowana.
Celine nie odpowiedziała mi, ponieważ Zayn pojawił się w pokoju niosąc w dłoniach reklamówkę. Miał na sobie czarne rurki, i białą bokserkę. Przebrał się. Wyglądał o niebo lepiej, przy śniadaniu wypił kawę, jego policzki nabrały koloru. Z jego szczeki zniknął delikatny zarost, co spotkało się moją dezaprobatą. Ale mimo to podobał mi się taki.
Położył reklamówkę na kanapie i usiadł obok mnie, a moje nozdrza uderzył zapach jego perfum.
- To jest zestaw awaryjny. - wskazał na reklamówkę – Doktor Crowford kazał mi zrobić coś takiego, w razie jakbyś znowu straciła pamięć. Miałem nadzieję, że nigdy nie będę musiał tego używać. - westchnął – Zaczniemy powoli, dobrze? Nie mogę pokazywać ci wszystkiego naraz, to musi działać stopniowo. Zacznijmy od tego. - wyjął z reklamówki jakieś stare, zakurzone zdjęcie.
Chwyciłam je i przejechałam palcami po jego pozaginanych rogach. Była na nim mała dziewczynka. Ciemne włosy miała splecione w warkocze, a na nogach długie podkolanówki, pasujące do sukienki w grochy sięgającej za kolano.
- To ty. - powiedział – Tu masz bodajże 7 lat. To zdjęcie kiedyś mi dałaś, nosiłem je w portfelu. Teraz jest tu. - jego dłoń delikatnie przejechała po reklamówce.
Oswajałam się z tym co miałam przed oczyma. Mała dziewczynka na zdjęciu uśmiechała się, a w dłoni trzymała jakiś mały bukiecik mleczy i stokrotek. Kciukiem starłam warstwę kurzu ze zdjęcia i położyłam je sobie na udzie.
- Co dalej? - zapytałam, patrząc na Malika.
On nic nie mówił. Trzymał w dłoni małą, złożoną, czerwoną parasolkę w białe grochy. Przymrużyłam oczy, gdy zauważyłam, że czule gładzi ją palcami.
- Zayn.... - odchrząknęła Celine.
Podniósł głowę.
- Och... To... Długa historia Celine.. I wolałabym opowiedzieć ją dla Yvonne na osobności – szepnął, patrząc na mnie.
Poczułam się dziwnie niespokojnie. Nie, Celine, nie zostawiaj mnie tu z nim samej. Znowu dostanę ataku tej cholernej paniki.
- Ja... Zayn, pójdę już do domu. Przyjdę jutro, dobrze? Poradzisz sobie? - zapytała, a on kiwnął głową – A ty masz nigdzie nie uciekać piczo. - wskazała na mnie i zaśmiała się.
Czyli co? Mówiłyśmy tak sobie nawzajem? Bo nie wiedziałam czy mam się zaśmiać czy może obrazić. Pozostałam więc z tym samym wyrazem twarzy odprowadzając ją wzrokiem do wyjścia.


Gdy tylko wyszła z domu, Zayn od razu podał mi parasolkę.
- Nie pamiętasz jej, prawda? - zapytał, a ja pokręciłam głową, przyglądając się jej z każdej strony.
Dotykałam jej dłońmi, skupiałam się na niej, ale chyba nie szczególnie dlatego, aby sobie coś przypomnieć, tylko żeby zając czymś myśli, które zaczęły się plątać, przerażać mnie. Spojrzałam jeszcze na Zayna, żeby zobaczyć, że nie jestem sama. Ale mimo widoku jego krzywego uśmiechu czułam, że mimo wszystko jestem gdzieś zamknięta, że się nie wydostanę.
- Poznaliśmy się w taki deszczowy dzień. Sporo wiało. - zaczął Zayn chyba nie zauważając mojej przerażonej miny – Miałaś tę parasolkę, i...
- Boję się Zayn. - przerwałam mu głośno i niespodziewanie, czując szum i dudnienie w mojej głowie.
Upuściłam parasolkę i zacisnęłam palce w pięści. Łapczywie łykałam powietrze, i wypuszczałam je głośno.
Malik zareagował natychmiastowo. Jego silne ramiona szybko przyciągnęły mnie do siebie i objęły w ciasnym uścisku. Gładził moje plecy delikatnie swoimi długimi palcami.
- Jest okej, jestem tutaj. Nie bój się, oddychaj głęboko. Stany lękowe są normalne gdy ma się amnezję. Przeczytałem o tym książkę gdy pierwszy raz miałaś wypadek. - uspokajał mnie, ale ja wcale nie czułam się lepiej.
Moje ręce uniosły się i położyłam swoje dłonie na jego plecach niepewnie. Jego ciepłe plecy sprawiały, że czułam się nieco lepiej, wręcz zacisnęłam ręce na jego koszulkę, ciągnąc ją nieco do tyłu.
- I.. I co z tą parasolką? - zapytałam drżącym głosem, zaciągając się zapachem mulata.
- Na pewno chcesz tego słuchać? - zapytał cicho – Ja... Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.
- Powiedz. - powiedziałam jeszcze ciszej niż wcześniej.
Poczułam jego chłodny oddech na ramieniu. Zaczął mówić, a każde jego słowo stopniowo mnie uspokajało.
~
Szłam ulicą, a sum deszczu zagłuszał moje kroki. Trzymałam nad głową czerwoną parasolkę w białe grochy, którą wiatr co chwila wyginał na różne strony. Naciągnęłam ją mocniej w stronę mojej głowy, lecz w pewnym momencie wiatr zawiał strasznie mocno, wyrywając ją z moich małych dłoni.
Zawirowała w powietrzu i po chwili zaczepiła się o najbliższe drzewo. Podbiegłam do niej żałując, że nią mam kaptura w płaszczu. Deszcz zmoczył już moje włosy, a ja przeklęłam cicho. Sięgnęłam ręką do zwisającej w dół rączki parasola, ale za żadne skarby nie mogłam jej zdjąć. Brakowało mi zaledwie kilku centymetrów. Skakałam i skakałam, ale ni jak nie mogłam jej dosięgnąć.
- Może ci pomóc? - usłyszałam za sobą ochrypły głos.
Odwróciłam się i spojrzałam na mężczyznę. Patrzył się na mnie sowimi czekoladowymi oczyma. Włosy miał mokre, oklapnięte na czoło tak, jakby zupełnie nie przejmował się padającym deszczem. Trzymał ręce w kieszeniach swojej czarnej, skórzanej kurtki.
- Mmmm... Jasne, proszę. - szepnęłam, i założyłam ręce na piersiach.
Mokre włosy lepiły mi się do policzków. Chłopak wyjął ręce z kieszeni i wyciągnął je wysoko, sięgając po rączkę parasolki.
Podał mi ją z uśmiechem na pełnych, malinowych ustach. Chwyciłam ją, i ponownie umiejscowiłam nad moją głową. Chłopak rozchylił wargi, ale po chwili odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę.
Nie wiele się zastanawiając krzyknęłam:
- Ej, stój, zaczekaj! - pobiegłam za nim i umieściłam parasolkę nieco wyżej tak, że osłaniała przed deszczem nas oboje.
Zatrzymał się i odwrócił do mnie głowę.
- Coś nie tak?- zapytał, uśmiechając się delikatnie.
- Nie, ja... Po prostu chciałam znać twoje imię. - szepnęłam czując się nieco niezręcznie.
Zaśmiał się ochryple, a jego śmiech przebił szum deszczu. Był taki onieśmielający. Moje policzki spłonęły rumieńcem.
- Jestem, Zayn. A ty? - zapytał z uśmiechem, wyciągając ręce z kieszeni.
- Yvonne. - wyciągnęłam do niego dłoń.
Uścisnął ją i zaśmiał się szczerze, pokazując mi szereg swoich białych zębów.
~

Gdy mi to opowiadał, wyobrażałam to sobie tak, jakbym to naprawdę pamiętała, jakbym sama to wspominała. Myślałam, że takie podejście od sprawy pozwoli mi coś sobie przypomnieć, ale myliłam się. Zapytałam więc, będąc nadal w objęciach Zayna.
- Co było dalej?
- Już myślałem że nie zapytasz. - powiedział, a jego broda mocniej naparła na moje ramię.
Uśmiechał się.
~
Mimo, że śpieszyłam się na spotkanie z Celine, i tak spacerowałam z Zaynem rozmawiając z nim dobrą godzinę. Mieliśmy strasznie dużo wspólnych tematów, zaczynając od muzyki a kończąc na ulubionych potrawach.
Sorbet truskawkowy i naleśniki.
Deszcz nadal padał, lecz już nieco rzadziej, co wiedziałam, ponieważ częstotliwość kropel uderzających o parasol zmalała.
- O czym marzysz Yvonne? - zapytał mnie nagle mulat, gdy stanęliśmy pod wiatą przystanku autobusowego, aby chociaż trochę się osuszyć przed dalszą drogą.
- Ja? Czemu pytasz?- otrzepałam parasol z wody i złożyłam go kładąc na drewnianej ławeczce.
- Sam nie wiem. - wzruszył ramionami, otrzepując nieostrożnie deszcz w włosów.
Kilkanaście kropel opadło na moją twarz. Odchyliłam głowę, chroniąc się przed kolejnymi 'ciosami'.
Zayn w końcu przestał i spojrzał na mnie.
- Cholera, przepraszam. - stanął naprzeciwko mnie.
Ku mojemu zaskoczeniu chwycił moje policzki w obie swoje dłonie i zaczął ocierać z nich wodę. Zachichotałam.
- Zayn, przestań, i tak jestem cała przemoczona od tego deszczu, kilka kropel mnie nie zbawi, wiesz?
Przestał, ale jego dłonie nadal były przylgnięte do moich policzków, które znowu zaczynały się rumienić.
- A co jeśli to tylko pretekst, żeby cię pocałować? - zapytał, nachylając się ku mnie.
Końce naszych nosów się zetknęły, a ja przełknęłam ślinę. Myślałam, że zaraz zemdleję, gdy stał tak blisko mnie.
Niebezpiecznie blisko.
- Wystarczyło zapytać. - powiedziałam i uniosłam się śmiało na palcach, co było zupełnie do mnie nie podobne.
Już po chwili jego usta zachłannie całowały moje. Zupełnie siebie wtedy nie poznawałam. Proszę, Yvonne, całujesz się z nowo poznanym facetem.
Ale nie żałowałam tego.
~

Odetchnęłam głęboko. Nawet zabawne było to udawanie w myślach, że się cokolwiek pamięta, gdy jest zupełnie na odwrót.
- Pocałowaliśmy się po godzinie znajomości? - zapytałam cicho, nie dowierzając.
- Tak. I można powiedzieć że zakochałem się wtedy w tobie. - zaśmiał się – A to wszystko dzięki parasolce.
Uniosłam brew. Uświadomiłam sobie, że już czuje się lepiej. Dudnienie w głowie ustało a serce znowu zaczęło normalnie bić. Puściłam jego koszulkę.
- Możesz już mnie puścić Zayn. - powiedziałam cicho, ale on nadal mnie przytulał. - Poważnie Zayn. Puść. - szepnęłam, a ona puścił moje ciało niechętnie.
Gdy spojrzałam ukradkiem na jego twarzy, dostrzegłam na niej smutek. Schylił się po parasolkę leżąca na ziemi, podniósł ją i położył na stoliku do kawy.

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. - szepnął i wstał.
Opuścił salon strasznie szybko, zaszywając się w kuchni. Stał tyłem do mnie, opierał się o blat i trzymał jego brzegi dłońmi. Jego oddech słyszałam aż tutaj.
Płakał.

DRUGI ROZDZIAŁ JUŻ ZA NAMI
4 KOMENTARZE = NASTĘPNY :)